Grant's Elementary Oxygen 8 years old blended grain

Destylowana w kolumnie whisky zbożowa (grain whisky) właściwie od początków swojego istnienia, czyli 1832 roku (rok opatentowania przez Eneasza Coffeya kolumny rektyfikacyjnej), była traktowana jako gorszy kuzyn whisky słodowej, destylowanej w kotłach.

Interludium. Przed rozwinięciem wątku wyprostujmy kwestię nazewnictwa. To, czy ziarno jest zesłodowane czy niewykiełkowane nie wpływa na to, czy po fermentacji zostanie wydestylowane w kotle (alembiku) czy w kolumnie. Natomiast tak się ułożył świat szkockiej whisky: gorzelnia Loch Lomond została w 2009 roku wzięta pod lupę Scotch Whisky Association za nazwanie whisky fermentowanej ze słodu ale destylowanej w kolumnie "single malt whisky". Po zbadaniu sprawy SWA zabroniło Loch Lomond używania tej nazwy argumentując że szkocka whisky słodowa może być zgodnie z tradycją destylowana tylko w kotłach. To ma o tyle ciekawy efekt, że można kupić oba produkty Loch Lomond z tego samego zacieru, single malt i single grain (obie butelki widywałem już w hipermarketach), i wykonać ładnie izolowany eksperyment porównując jak metoda destylacji wpływa na smak. Dodatkowo nikt w Szkocji nie destyluje whisky zbożowej w kotle, robi się to na przykład w USA (niektórzy producenci bourbona destylują w kotle) i Irlandii (single pot still, osobna historia). Stąd jeśli mówimy o whisky szkockiej, to słodowa równa się destylowana w kotle, zbożowa równa się destylowana w kolumnie.

Whisky z kolumny przetrwała pomimo krytyki za neutralność i brak smaku, a jej popularność w szkockiej whisky zawdzięczamy (oczywiście) oszczędnościom. Po pierwsze kolumna może pracować w wydajnym trybie ciągłym i właściwie bez strat alkoholu, a do tego od 1846 roku, po zniesieniu tzw. Praw Kukurydzianych (Corn Laws), w Wielkiej Brytanii zaczął się import taniej kukurydzy ze Stanów, zboża idealnego do produkcji alkoholu. Dzięki temu powstała blended whisky: produkt tańszy od whisky słodowej, o dużej powtarzalności smakowej, który zawojował cały świat.

Szkocka whisky zbożowa dopiero niedawno przestała być traktowana jako brzydkie kaczątko i nieszlachetny wypełniacz. Najpierw nieśmiało pojawiły się whisky single grain: wybrane, dość stare (za to przystępne cenowo) wypusty znanych destylarni whisky zbożowej, trzymane w lepszych beczkach niż trzylatki przeznaczone do podstawowych blendów. Potem, całkiem niedawno bo w roku 2000, powstała firma Compass Box i zadebiutowała pierwszą szkocką whisky typu blended grain, to sprzedawana do dziś Hedonism (uwielbiam, będzie miała tutaj własny wpis).

Cały ten przydługi wstęp służy przedstawieniu whisky z nowej (debiut w 2016 roku) serii Grant’s Elementary, w której trzy whisky poświęcono trzem ważnym w produkcji whisky pierwiastkom: węglowi, tlenowi i miedzi. Wiek każdej z tych whisky odpowiada liczbie atomowej pierwiastka, mają one bardzo różne charaktery, a gdyby łechtania nerdostwa było mało, to na szyjce znajdują się wzory strukturalne trzech związków aromatycznych obecnych w whisky, o różnym pochodzeniu, odpowiedzialnych za różne aromaty (wanilina z wypalonej warstwy beczki, 4-etylo-gwajakol z torfu, aldehyd koniferylowy z niewypalonej warstwy beczki). Do tego na pudełku opisywanej dziś Oxygen producent wyjaśnił związek tej whisky z tlenem: otóż w gorzelni Girvan, z której pochodzi większość tego destylatu, destyluje się whisky zbożową w atmosferze lekkiej próżni, pozbawionej tlenu, co pozwala na destylację w temperaturze 84 stopni Celsjusza (zamiast setki) i, podobno, skutkuje łagodniejszym alkoholem.

Jeśli ktoś jeszcze to czyta po tym przydługim, pełnym kompletnie niepotrzebnych informacji wstępie, nadszedł czas spróbowania tego płynnego, rudego Tlenu!

Grant's Elementary Oxygen 8yo

Nie będe się z tym krył, Oxygen polubiłem zanim otworzyłem butelkę.

Jak na ośmioletnią szkocką (czyli starzoną w używanych beczkach) jest bardzo brązowa. Ciemniejsza niż Hedonism, zestawiony ze zbożowych szkockich w wieku 17-25 lat. Czyli po prostu Oxygen została podkolorowana karmelem. Nie mam problemu z barwieniem karmelem per se, tutaj lżejszy kolor by bardziej pasował do efemerycznego klimatu whisky poświęconej tlenowi.

Dla nosa Oxygen jest bardzo… uprzejma. Zapach słodkiego kremu i wanilii od razu się kojarzy z crème brûlée (zawsze muszę guglać pisownię przez te wszystkie akcenty na samogłoskach). Do tego trochę zapachu prażonego ziarna (jak popcorn albo owsianka) i skórki jabłka. W smaku jest podobnie łagodna, słodka, lekko owocowa i kremowa, z posmakiem ciasteczek owsianych. Finisz dość krótki ale bardzo przyjemny.

Jest to przyjemna, lekka i nienachalna whisky, która powinna pasować zarówno początkującym, jak i zaawansowanym (świetnie uzupełnia kolekcję szkockich pokazując czym się różni whisky zbożowa od słodowej). Do tego ze względu na kapitalną prezentację jest dobrym materiałem na prezent, zwłaszcza przy swojej przystępnej cenie (około 140zł za butelkę 1L). Szanuję też podanie informacji o młodym wieku, to pójście pod prąd obecnej tendencji do wypuszczania NAS-ów, częstej zwłaszcza wśród whisky wypuszczanych do sieci travel retail. Seria Elementary jest zresztą travel retail exclusive (poza lotniskami można ją kupić tylko w specjalistycznych sklepach). Nie do końca rozumiem ten krok, mam nadzieję że to tylko dla wybadania rynku, bo Oxygen to świetna whisky którą firma William Grant & Sons mogłaby śmiało dystrybuować do supermarketów.

W następnym odcinku: młodszy kuzyn, Carbon 6 years old, czyli pierwsza whisky w serii Grant’s Elementary.

Zamiast wstępu

Pomysł założenia bloga w 2016 roku jest absurdalny – tak właśnie reagowałem na komentarze sugerujące umieszczenie moich fejsbukowych wpisów o różnych whisky na jakimś blogu. Po pierwsze, w światowym internecie istnieją już setki blogów o whisky, a i w polskim znalazłoby się kilkanaście. Po drugie, Facebook pożera źródła treści i taki jest wektor ich migracji, chociaż daje się zauważyć pewne zmęczenie fejsem i powolny odwrót do samodzielnie utrzymywanych stron. Po trzecie i najbardziej blokujące, jestem w temacie whisky kompletnym neofitą i nowicjuszem, poważnie smakować whisky zacząłem pod koniec 2015 roku.

Na lekkim posylwestowym kacu pomyślałem, że można by w sumie te argumenty przeciw przekuć na argumenty za. Bo przecież wszystko wskazuje że rok 2017 będzie diametralnie inny od 2016. Bo przecież pojawia się całe pokolenie które z Facebooka nie korzysta wcale (albo korzysta bardzo mało) i wygląda na to że my, trzydziestolatki, będziemy ostatnimi masowymi użytkownikami tego serwisu. No i wreszcie – być może ten nieobyty nos i podniebienie będą bliższe innym początkującym, których (widzę po sobie) alienuje chwilami hermetyczny i żargonowy język wielu innych alkoblogerów.

Nie zamierzam się ograniczać do opisów i recenzji. Ani do relacji z whiskycentrycznych podróży i imprez. Czasem się mogą pojawić wpisy o ciekawych promocjach na godne polecenia whisky oraz tematy ogólnobranżowe. Możliwe że pojawią się inne od whisky starzone alkohole (na pewno powstała niedawno z martwych Starka). Mam też nadzieję na gościnne występy znajomych fanów whisky, a jeśli nawet nie występy – to przynajmniej linki do ichnich wpisów.

Zanim pojawią się notki pisane po rozpoczęciu tego bloga, zapraszam do lektury starszych wpisów, które są kopią krótszych i dłuższych opisów pitych whisky jakie dotąd zamieszczałem na Facebooku.

Glenlivet Cipher: za i przeciw

Glenlivet Cipher to nowy single malt drugiej największej destylarni whisky słodowej w Szkocji. Oficjalny opis od polskiego dystrybutora to:

The Glenlivet Cipher to limitowana edycja w czarnej eleganckiej butelce, na której nie znajdziesz opisu rodzaju beczek użytych w procesie dojrzewania, wieku whisky ani nut zapachowo-smakowych. Jego bukiet został ukształtowany przez wykorzystanie unikalnych beczek, których nigdy wcześniej nie stosowano w procesie dojrzewania whisky z portfolio The Glenlivet. To trunek, który emanuje tajemniczością i wyjątkowością.

Bardzo to pomysłowe i egzaltowane, ale czy warte uwagi?

Glenlivet Cipher

Opakowanie i cała tzw. prezentacja jest w Cipher przepiękna

Cała ta tajemniczość i wyjątkowość została wyceniona na, w zależności od sklepu, około 450zł za butelkę 0.7 l. To dużo, nawet bardzo dużo, zwłaszcza za single malta bez wieku (No Age Statement). Dawno się tak poważnie nie zastanawiałem nad zakupem – ale też dawno nie kupiłem whisky za taką kwotę. Za-i-przeciw wyglądają następująco:

  • przeciw: kosztuje wór monet
  • za: zdobyła w “Whisky Bible 2017” Jima Murraya tytuł “Single Malt Scotch Whisky of the Year” w swojej kategorii wiekowej (No Age Statement)
  • przeciw: No Age Statement
  • za: NAS jest tutaj częścią filozofii totalnej tajemnicy
  • przeciw: to wciąż wór monet za NAS-a
  • za: Aberlour A’Bunadh też jest NAS-em za sporą kwotę i okazuje się wart każdej złotówki
  • za: rewelacyjna prezentacja
  • za: Glenlivet rzadko daje ciała
  • przeciw: chociaż jak już ma chwile słabości, to są to właśnie ich NAS-owe produkty

Ostatecznie kupiłem. Ale czy było warto? To będę wiedział po spróbowaniu.

LINK: Hubert Łępicki: Starka 18-letnia First Edition

Hubert Łępicki, człowiek który na whisky i alkoholach starzonych zna się o wiele lepiej ode mnie, szarpnął się na niedawno uwolnioną z magazynów (długa historia sporu nowego właściciela szczecińskiego Polmosu z urzędem celnym) Starkę w podstawowej, osiemnastoletniej wersji. Polecam lekturę: Starka 18-letnia w recenzji Huberta (Facebook)

LINK: Aleksy Uchański: Big Peat

Aleksy Uchański, znany w pewnych kręgach koneser whisky, zabiera nas na opisową i pełną fotografii podróż po Islay i jej gorzelniach, wszystko pod pretekstem opisu blended malta Big Peat (Christmas Edition). To zupełnie nie są moje klimaty smakowe, więc jeśli mówię że lektura zachwycająca to chyba coś w tym jest: Big Peat w recenzji Aleksego Uchańskiego (Facebook). Zdjęcia z Islay w komentarzach.