Old Smuggler: stary, przyjazny przemytnik

Old Smuggler i Glen Grant Major's Reserve

Old Smuggler i pewien już tu opisywany single malt

Jakiś czas temu wrzuciłem zdjęcie posiadanych przeze mnie szkockich whisky mieszanych z deklaracją chęci opisania tych niesłusznie pomijanych czy traktowanych z pobłażaniem whisky.

Czas się przyjrzeć pierwszej z tych whisky, tej która w ogóle spowodowała chęć opisania szkockich blendów. Old Smuggler. Nie ukrywam że i ja po młodzieńczych doświadczeniach z czerwonym Johnnie Walkerem raczej omijałem półki z blendami. Czasem pojawiła się w domu albo na imprezie butelka Ballantine’s Finest czy Grant’s Family Reserve i wtedy jakoś wchodziła z lodem czy napojami gazowanymi, ale bez większego zaangażowania. Do dania drugiej szansy whisky mieszanym skłoniła mnie “Whisky Bible” Jima Murraya gdzie niektóre z nich, czasem te naprawdę tanie, dostawały noty wyższe od wielu single maltów. Do kupienia konkretnie Old Smugglera – bardzo pozytywna recenzja znanego wideoblogera Ralfy’ego.

Old Smuggler, mało znany na polskim rynku, okazuje się bardzo znaną i popularną w świecie szkocką. Podobno jej historia sięga aż roku 1835, czyli krótko po rozpoczęciu przez destylarnie z regionu Highlands (a więc i Speyside) legalnej, opodatkowanej produkcji whisky. Wokół Old Smuggler nie krążą żadne ciekawe historie, oprócz wyjątkowej popularności w Argentynie. To, co jest ciekawe, to kupienie w 2005 roku przez Gruppo Campari marki Old Smuggler razem z destylarnią Glen Grant. Zaraz do tego wrócimy.

Pierwsze pozytywne wrażenie Old Smuggler robi wizualne: lekki, słomkowy kolor oznacza że jeśli nawet było grane dodawanie karmelu do kolorowania, to jednak było go o wiele mniej niż w większości szkockich blendów, których kolor tuninguje się karmelem do głębokiego, sprawiającego wrażenie starej whisky brązowego. Zakręcana, pękata butelka z tłoczonym “portretem” nieznanego przemytnika czy pirata sprawia ładne wrażenie, nie udaje drogiego single malta ale może bez kompleksów stać między nimi.

Zapach był dla mnie sporym zaskoczeniem. Większość szkockich blended whisky jest przynajmniej trochę dymna, co uważane jest tradycyjnie za znak rozpoznawczy szkockiej. Old Smuggler dymu nie ma wcale. Pachnie świeżo i owocowo: ananasem, ledwo dojrzałymi jabłkami, cytryną, trochę też ziemisto-słodkawego zapachu kukurydzy. To zupełnie nie jest typowa szkocka whisky, to jest blendowy odpowiednik lekkich, owocowych maltów z regionu Speyside. W smaku jest dokładnie jak w zapachu. Przyjemnie, przyjaźnie i owocowo. Finisz krótki, ale przez te owocowe zapachy bardzo cieszący gardło.

To jest jedyna znana mi blended whisky o takim profilu zapachowym i smakowym. Ten kukurydziany akcent pochodzi oczywiście od whisky zbożowej, głównego składnika każdego blendu, której wpływ jednak zazwyczaj próbuje się ukryć i zneutralizować, podczas kiedy w Old Smuggler nie ma żadnego udawania, a ta kukurydzianość bardzo fajnie się komponuje z (pochodzącymi z kolei z whisky słodowych) zapachami owocowymi.

Nie wiem jakie whisky słodowe zostały użyte w Old Smuggler, ale te owocowe zapachy w tych proporcjach momentalnie mi się skojarzyły z opisywanym już tutaj Glen Grant’s Major Reserve, dopiero później doczytałem że obie marki mają tego samego właściciela. Nie jest natomiast tajemnicą że producenci whisky mieszanych najchętniej sięgają do produktów gorzelni z własnej grupy kapitałowej, w końcu biznes jest biznes. Dlatego nie zdziwiłbym się gdyby Glen Grant’s był główną, jeśli nie jedyną, whisky słodową w Old Smuggler. Stąd butelka Major’s Reserve na zdjęciu, aż musiałem porównać.

Jeśli ktoś nie lubi szkockich za ich dymne zapachy, a jednocześnie nie chce wydawać trzycyfrowych kwot na eksperymenty, Old Smuggler jest świetnym przykładem zupełnie nietorfowych szkockich, gdzie główną rolę grają lekkie, owocowe zapachy. Przy swojej cenie to jeden z najlepszych stosunków cena-jakość spośród znanych mi szkockich whisky.