Aultmore 12 years old

Im bardziej poznaję historię firmy John Dewar & Sons, tym bardziej zaskakuje mnie pech jakiego miała pomimo produkcji naprawdę świetnych whisky.

W roku 1925 trzy wielkie firmy sprzedające whisky mieszaną – John Walker & Sons, James Buchanan & Company oraz John Dewar & Sons właśnie – zostały częścią koncernu DCL (Distillers Company Limited) który do lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku kontrolował około trzy czwarte brytyjskiego i podobny ułamek eksportowego rynku szkockiej whisky. Potem połączenie kiepskiego zarządzania i załamania rynku whisky spowodowały takie osłabienie DCL, że zostało przejęte w 1986 przez o wiele mniejszą spółkę, Guinessa. Przejęcie to było zresztą możliwe dzięki grubemu przekrętowi giełdowemu który zaowocował wyrokami więzienia dla czterech organizujących go biznesmenów [1]. Powstała w wyniku tych przejęć i połączeń spółka UDV w roku 1997 zmieniła nazwę na Diageo. Wszystkie marki tej firmy rozwinęły skrzydła, korzystając z gigantycznej sieci dystrybucji i marketingu, z wyjątkiem… John Dewar & Sons, którą w 1998 Diageo odsprzedało koncernowi Bacardi żeby uniknąć postępowania antymonopolowego.

Bacardi dało JD&S swoją sieć dystrybucji i inwestowało w rozwój należących do firmy pięciu destylarni whisky słodowej, ale poza tym firma była prowadzona trochę bez pomysłu. Jeszcze do niedawna single malty z tych gorzelni miały bardzo mało oficjalnych butelkowań, a i te bywały po prostu niedostępne (jak Aberfeldy 25yo wydana z okazji otwarcia centrum dla zwiedzających w 2000 roku).

W roku 2014, czyli około dekadę po rozpoczęciu aktualnego światowego boomu na whisky, John Dewar & Sons ogłosił wypuszczenie oficjalnych whisky jednosłodowych ze wszystkich swoich pięciu gorzelni, pod wspólną nazwą “The Last Great Malts”. Nazwa jest dowcipna i autoironiczna, wiadomo że to nie są ostatnie malty w historii: “the last” należy tutaj rozumieć jako najbardziej spóźnione na trwającą (niektórzy uważają że mającą się ku końcowi) imprezę popularności szkockich single maltów.

Aultmore 12yo

Zdjęcie zrobione kilka dni temu, przy ładniejszej pogodzie.

Pogoda zrobiła się zimna, mglista i wilgotna, trzeba ją czymś rozjaśnić. Na stole ląduje single malt z destlarni Aultmore w podstawowej, dwunastoletniej wersji. Destylarnia Aultmore oprócz okolicy w której często była mgła i przemytnicy nie ma zbyt wiele historii do opowiedzenia. To, co ważne, skrywa prosta butelka z pozornie prostą etykietą, przypominającą stylem etykiety Balvenie. Whisky ma naturalny kolor (czyli bez dodatku karmelu), nie była filtrowana na zimno i została zabutelkowana z mocą 46% - te atrybuty budzą szacunek, bo rynek nas przyzwyczaił że podstawowy single malt jest filtrowany, kolorowany i ma minimalne dopuszczalne czterdzieści procent alkoholu.

Pomimo takiej mocy, jest to jedna z najłagodniejszych w zapachu whisky z jakimi miałem styczność. W zapachu jest kremowa, waniliowa, z wyraźnym zapachem jabłek, mokrego ciasta, odrobiną kandyzowanej skórki cytrynowej. Od razu się kojarzy z szarlotką na ciepło z lodami waniliowymi. Potem pojawiają się zapachy traw, odrobina mięty, dąb. Po dodaniu wody jest jeszcze bardziej łagodna i owocowa.

Dopiero na języku przypomina, że ma 46% alkoholu, ale nie jest to nieprzyjemne bimbrowe ukłucie. Aultmore pozostaje łagodka i słodka, z posmakiem kwaśnych jabłek i szarlotki. Finisz ma średni, słodkawy, lekko piekący.

Podejrzewam że gdyby dwunastoletnia Aultmore single malt była na rynku nie od dwóch lat tylko od półtorej dekady, z odpowiednią promocją i dystrybucją, mogłaby deptać po piętach podstawowym, dwunastoletnim wersjom Glenfiddich i Glenlivet jako popularna, przystępna i przyjemna whisky o owocowym charakterze. Nareszcie jest szeroko dostępna (nawet w hipermarketach), dlatego bardzo polecam spróbować i ewentualnie zaopatrzyć się w butelki, zanim się wszyscy zorientują jak świetna jest to whisky w swojej kategorii wiekowej i cenowej.

Oryginalny plan był taki, żeby po Carbonie opisać kolejne blendy Grant’s. Jednak przyda nam się mały singlemaltowy przerywnik, czemu – to będzie jasne później. To jeszcze nie koniec, w następnym odcinku kolejna whisky z serii The Last Great Malts, nietypowa pod bardzo wieloma względami Craigellachie.