Speyside - dzień trzeci

Trzeci dzień wyjazdu był nietypowy bo opuściliśmy Speyside.

Najpierw obejrzeliśmy kurhany i inne stosy kamieni, datowane na 4000 lat, zwane Clava Cairns. Potem spędziliśmy dłuższą chwilę na polu Bitwy pod Culloden gdzie w 1746 roku szkoccy powstańcy zostali zmasakrowani przez wojska królewskie. Oprócz rozbudowanego visitors centre i umieszczonych na polu flag i tablic opisujących co się w danym fragmencie pola wydarzyło, wrażenie robi chodnik z płytami honorującymi sponsorów i klany których członkowie brali udział w bitwie. Większością sponsorów są zresztą rodzinne fundacje poszczególnych klanów. Jedna płyta zrobiła na mnie najgłębsze wrażenie, “For Carnegies of both sides”, co przypomina o podwójnie ponurej rzeczywistości wojen domowych czy powstańczych.

(zdjęcie culloden battlefield)

Potem destylarnia Glen Ord, a w niej pełne zwiedzanie, zakończone w wielkim sklepie oraz słusznej wielkości barze. O zwiedzaniu nie da się zbyt wiele powiedzieć, bo było to typowe oprowadzanie jakie w gorzelniach Diageo zorientowane jest na początkujących fanów whisky i prowadzone przez młodych ludzi o ograniczonej wiedzy. Ale i tak było bardzo przyjemnie. Glen Ord jest o tyle nietypowa że ma wciąż własną słodownię i zaopatruje ona Taliskera w torfowany słód. Na koniec degustacja core range, przewrócenie w sklepie oczami na ceny – Singleton of Glen Ord droższy o około 30% od Singleton of Dufftown, pewnie dlatego że to jedno z niewielu miejsc w Europie gdzie można kupić tego pierwszego – i ciąg dalszy podróży.

Następny przystanek to Clynelish, destylarnia do której mam dużą słabość i której butelki jeszcze nigdy mnie nie zawiodły, a Clynelish 1996 “21 Year Old Sherry Cask Exclusive to The Whisky Exchange” to do dziś najlepszy single malt jakiego piłem.

Przed destylarnią stoi posąg Jasia Wędrowniczka w kapeluszu, kamizelce i butach z topniejącego sera. No dobra, to ma być wosk, żeby podkreślić woskowy charakter whisky Clynelish, ale wygląda to po prostu śmiesznie. Poza tym zgrzytem destylarnia jest pięknie położona, a nowe centrum dla zwiedzających zawiera przeszklony bar z którego można podziwiać widok. Oprowadzanie zaczęło się od lekcji historii w ciemnym pokoju, gdzie podniósł się środek stołu i otwierały się w nim szufladki z grami i zabawami, takimi jak “odrysuj rzeźbę monety ołówkiem na kartce” czy “za pomocą lupy znajdź kotka na obrazku”. Moja trzyipółletnia córka na pewno byłaby zachwycona. Potem zaczęliśmy zwiedzanie całego zakładu które znów, było “diageowe”, włącznie z tym że młody i sympatyczny przewodnik dowiedział się ode mnie paru rzeczy o produkcji whisky jakich nie miał w materiałach szkoleniowych. Degustacja na koniec była mało ciekawa: dostaliśmy znaną i lubianą Clynelish 14yo, rozczarowującą Distillery Exclusive bez podania wieku (“master distiller says it’s mostly 16yo”) oraz… Johnnie Walker Gold Label.

(zdjęcie clynelish)

Na dobre zakończenie dnia pojechaliśmy do Dornoch Castle Bar, czyli baru w zamku który ma bardzo ładną ofertę whisky, znające się na destylatach barmanki oraz stowarzyszoną (także należącą do Thompson Bros) destylarnię Struie Distillery. Spróbowaliśmy tam trochę unikatowych i trudnych do znalezienia w innych miejscach butelek, mój wybór padł na 24-letnią “redacted” Speyside (“allegedly Macallan” a ja wierzę tym barmankom) z beczki 2nd fill sherry. Rzecz tak dobra że kupiłbym butelkę – ale nie sprzedawali. Za to ich kieliszki były tak fajne i oryginalne że kilkoro z nas kupiło po sztuce.

Jutro zwiedzamy Balvenie. Oczekiwania są wysokie!