Speyside - dzień pierwszy
Pierwszy dzień był oczywiście przylotowy i podróżny. Ale to nie oznacza że pozbawiony zwiedzania! Ponieważ wylądowałem dzień wcześniej w Edynburgu, wsiadłem o ósmej rano w pociąg do Falkirk Grahamston, z której to stacji miałem uroczy półgodzinny spacer przez stare Falkirk i Dollar Park do świeżo* otwartej destylarni Rosebank, gdzie dołączyłem do całej grupy jadącej z lotniska Glasgow. Zgodnie z planem rzuciliśmy okiem na destylarnię Rosebank (było za wcześnie na jej zwiedzanie) i pojechaliśmy do niedalekiego Falkirk Wheel.
(zdjęcie falkirk wheel)
Falkirk Wheel to cudo inżynierii i designu, jedyna na świecie obrotowa winda na łodzie łącząca kanał Forth and Clyde z kanałem Union, wcześniej połączonych serią śluz których przepłynięcie zajmowało prawie cały dzień. Ponieważ ma dwa ramiona po przeciwległych stronach wału, energia na obrót i podniesienie dolnej wanny pochodzi prawie w całości z energii potencjalnej opuszczania górnej wanny, dzięki czemu jeden półobrót potrzebuje zaledwie 1.5kWh, a mówimy o zespole ważącym prawie dwa tysiące ton. Półtorej kilowatogodziny to tyle ile zużywa samochód elektryczny na 10km jazdy albo domowy odkurzacz przez dwie godziny pracy. Po więcej szczegółów i nagrania obrotu polecam wpis na Wikipedii
(zdjęcie the kelpies)
Potem podjechaliśmy kilka mil – Szkocja wciąż używa na drogach i w nawigacji systemu imperialnego – do The Kelpies, dwóch końskich głów ze stali, o wysokości 30m każda. Kelpie to stwór z mitologii Szkockiej, zmiennokształtny koń, mocno obecny w sadze o Wiedźminie Sapkowskiego, wbrew powtarzanym (a zapoczątkowanym, według samego autora, przez Ziemkiewicza) bzdurom że Wiedźmin to fantasy wdłuż i wszerz słowiańskie. Rzeźba robi wrażenie, do tego odbywał się właśnie mini zlot buldogów francuskich i mopsów. W końcu to Szkocja, Szkoci uwielbiają swoje psy jako pretekst do spotkania się większą grupą.
(zdjęcie wallace monument albo dallas dhu house)
Następnie ruszyliśmy już we właściwe Highlands, zahaczając po drodze o wieżę The Wallace Monument, z której i spod której był piękny widok na pobliskie miasto Stirling. Potem wjechaliśmy do Highlands i pierwszym punktem była wizyta w destylarni Dalwhinnie, najwyżej położonej w Szkocji destylarnii, która jako jedna z niewielu często widzi śnieg. Nie robiliśmy pełnego zwiedzania tylko przeszliśmy się po visitor centre, jeszcze nie wiedząc że każdy destylarniowy sklep z grupy Diageo będzie miał identyczny asortyment. Po przejechaniu kolejnego odcinka drogi pospacerowaliśmy po Aviemore (ładne miasteczko z piękną stacją kolejową), zjedliśmy późny obiad w Cairngorm Hotel i o siódmej z hakiem zameldowaliśmy się w naszej rezydencji, Dallas Dhu House. Piszę ”rezydencji” nieironicznie, miejsce okazuje się dawną posiadłością z czasów wiktoriańskich, wybudowaną przez “Generała który dorobił się na handlu herbatą”. Poczuliśmy się wszyscy niczym lordowie więc po zapoznawczej whisky w wielkiej sali z pełnowymiarowym stołem do snookera poszliśmy spać w świetnych nastrojach, gotowi na tydzień w Speyside.
- świeżo ponownie otwartej