Jak pić whisky i nie zbankrutować

Miłośnicy whisky rzadko sięgają do kalkulatorów, bo tylko kilka obliczeń dzieli ich od smutnych wniosków.

Liczby są bezlitosne. Jeśli postanowimy się ograniczyć do samej szkockiej (a nie warto się tak ograniczać), to samych destylarni słodowej whisky jest w przybliżeniu sto [1]. Zakładając bardzo konserwatywnie że każda z nich produkuje średnio zaledwie dwa warte spróbowania single malty, to oznacza dwieście whisky słodowych do spróbowania.

Oczywiście jest to wycinek wycinka. Biblia Murraya w wydaniu na rok 2017 zawiera oceny ponad 4600 różnych whisky, od amerykańskich (nie tylko bourbony!), przez szkockie i europejskie, po japońskie. Ale załóżmy że jesteśmy neofitą który wypił swoich pierwszych pięć single maltów, przez co w gronie znajomych uchodzi za znawcę i bardzo mądrym tonem oznajmia że szkocki malt jest królem whisky jak lew jest król dżungli, a reszta to jakieś imitacje i niegodne uwagi berbeluchy.

Gdybyśmy chcieli kupić te dwieście whisky w standardowych butelkach pojemności 0.7 litra, zakładając bardzo optymistycznie że jedna kosztowałaby nas średnio 200zł [2], cała ta operacja kosztowałaby 40 000 (słownie: czterdzieści tysięcy) złotych. Jeśli nawet dysponujemy taką kwotą na przepicie, zapewne nie mamy osobnego magazynu na te butelki ani całego życia na degustacje, więc chcielibyśmy w ciągu roku mieć to z głowy i napisać własny przewodnik po szkockich destylarniach zanim się zrobi zbyt nieaktualny. Obalenie dwustu butelek w ciągu roku oznacza cztery butelki tygodniowo, to jest ponad litr czystego spirytusu tygodniowo. Wielokrotność zalecanego maksimum tygodniowej dawki alkoholu we wszystkich krajach które takie zalecenia mają.

Cały ten przydługi wstęp obliczeniowy służy zobrazowaniu tezy, że miłośnik whisky musi kombinować. Kupowanie i wypijanie całych butelek nie sprawdza się jako strategia poznawania kolejnych uisce beatha.

Diageo Special Releases 2016 ceny

Diageo Special Releases 2016. Wydanie w ciemno tysięcy złotych na butelkę whisky do picia to kosztowny sport. Źródło: The Whisky Exchange.

Zatem, co robić? Pozbierałem po znajomych, internetach i z doświadczeń własnych kilka sposobów na uprawianie tego hobby w sposób bardziej strawny dla budżetu, zdrowia i domu. Czyli jak wypijać i kupować mniej niż całe butelki?

Bary i restauracje. Pozornie najprostsza organizacyjnie, choć najdroższa (w przeliczeniu na porcję) opcja. Tylko pozornie najprostsza organizacyjnie, bo żeby to miało sens, bar musi mieć niezły wybór whisky, nie może w nim śmierdzieć i powinien mieć odpowiednie szkło, czyli kieliszki tulipanowe lub glencairny. To w praktyce oznacza prawie wyłącznie knajpy specjalizowane w whisky (i innych drogich alkoholach), nie wszędzie w Polsce obecne. Ale jeśli już takowy jest – zdecydowanie warto.

Degustacje, festiwale i inne imprezy. Raczej rzadkie i wymagające śledzenia, ale gwarantujące kontakt z kompetentną obsługą (i innymi entuzjastami), właściwe kieliszki i możliwość spróbowania wielu destylatów za bardzo atrakcyjną kwotę w fajnej atmosferze. Chyba że trafimy na Whisky Live Warsaw 2016, które zostało ofiarą własnego sukcesu i symbolem imprezy kompletnie przeładowanej ludźmi. Wada: istnieje limit porcji jakie można świadomie spożyć w ciągu jednego dnia.

No dobra, ale nie każdy lubi czy potrafi skupiać się na zapachu i smaku w obcym miejscu z obcymi ludźmi. Jakie są opcje bardziej domowe?

Miniaturki. Strategia bardzo praktyczna, dostajemy buteleczkę równie ładną jak oryginalna, a pojemność 50ml wystarcza na jedną-dwie degustacje. Przy czym tutaj należy uważać na ceny. 50ml Glenfiddich 15yo za 24zł, czyli 1/14 butelki za 1/8 ceny butelki, to ekonomia do przełknięcia. 50ml Glenfiddich 18yo ma jeszcze lepsze propocje. Ale już miniaturkę dwunastoletniego widziałem za 26zł, czyli za 1/5 ceny standardowej butelki, a to już jest przesada, widywałem taniej w barach. Ekonomicznie świetne są butelki 200ml, które pozwalają na spokojnie spróbować kilka porcji kosztując około jedną trzecią ceny butelki 700ml. Wady: sklepy rzadko miniaturki mają, niechętnie je sprzedają, mały wycinek szkockich whisky jest dostępny w formie miniaturek, jeszcze mniejszy w formie 200ml. Ale to co już jest bywa bardzo fajne: trzymając się przykładu Glenfiddicha, polecić mogę Explorer Collection gdzie za około 250zł dostajemy w ładnym, rozkładanym pudełku (świetny prezent!) trzy butelki 200ml (12-, 15- i 18-letnią) oraz firmowy kieliszek tulipanowy.

Kupowanie na spółkę ze znajomymi. Kupujemy (np. na allegro) ładne, zakręcane butelki szklane o pojemnościach 50, 100 czy 200 mililitrów i organizujemy się z koleżankami i kolegami na wspólny zakup, czyli w praktyce rozlanie z oryginalnej butelki do mniejszych po kosztach. Ma to oczywistą wadę logistyczną, tzn. nie zawsze znajomi będą mieli ochotę akurat na daną butelkę, akurat teraz. A zostanie z 500ml w standardowej butelce to nie jest rozwiązanie problemu budżetu i miejsca w domu. Ale jeśli się uda to ma same zalety (jest z kim od razu się umówić na wspólną degustację)!

Naturalnie rozbudowanym wariantem powyższego jest klub whisky, czyli trochę luźniejsza grupa lokalna skupiona wokół wspólnego hobby. Więcej ludzi oznacza nie tylko większą szansę znalezienia chętnych na wspólny zakup – oznacza że zakup może być niepotrzebny bo ktoś z klubu już tę whisky ma i może się podzielić, fajnie jeśli po kosztach. Kluby whisky można znaleźć przez internet, zazwyczaj są też znane specjalistycznym sklepom w okolicy. Są warte poszukania (lub założenia) z jeszcze jednego powodu: organizowane degustacje.

Czas na opcję ostatnią, prawdziwie dwudziestopierwszowieczną, czyli społeczności internetowe. To z kolei naturalne rozbudowanie idei klubu, z tą różnicą że klub jest o wiele większy liczebnie i rozproszony po całym kraju. Albo i po całym świecie, w zależności od wyboru. Osobiście najpierw trafiłem przez reddita /r/Scotch na /r/Scotchswap, z niego na /r/whiskyeurope, tam poznałem człowieka z Polski który przy pierwszej wymianie buteleczek polecił mi polskie Forum The Taste of Whisky. To bardzo fajna społeczność, gdzie funkcjonuje dżentelmeńska umowa niebiznesowego dzielenia się zawartością butelek. Co oznacza ceny zbliżone do kosztów. Czasem też planujący zakup butelki wcześniej zbierają zamówienia na próbki, co offsetuje ryzyko i ułatwia decyzję o wydaniu grubych kwot na butelkę mało dostępnej whisky.

Trzy ostatnie sposoby wymagają zakupu szklanych (nigdy plastikowych!) buteleczek o pojemności 50ml i 100ml, które i tak warto mieć w domu żeby móc czasem obdarować gościa któremu zasmakowała jakaś whisky z naszej kolekcji. Jednolity wygląd tych buteleczek i brak oryginalnych etykiet to jedyna wada tego rozwiązania, nie prezentują się na zdjęciach równie ładnie jak oryginalne butelki. Wciąż uważam że zalety przeważają nad wadami: nikomu nie polecam kupowania w ciemno butelki Octomore 7.2 za 600zł bez wcześniejszego spróbowania, 50ml za 50zł zdecydowanie warto wydać. Nawet jeśli tylko dla świadomości że właśnie się oszczędziło pięć i pół stówy na butelkę której by się nie piło. Albo i dla stwierdzenia że warto kupić całą butelkę, oto nowa ulubiona whisky!

Żałuję że nie trafiłem na to forum wcześniej. To co, dzielimy się?

  • [1] mówimy o gorzelniach wybudowanych i działających, których produkt kwalifikuje się jako whisky (minimum trzy lata w beczce)
  • [2] szacunki mocno zaniżone